Komentarze: 4
Sobota i po sobocie... jednak dzień ten mogę zaliczyć do udanych: Wyspałem się :D, Diabły pokonały Arsenal (do tej pory się z tego bardzo ciesze), pograłem troszeczke w piłke, a na koniec na kolacyjke zjadłem sobie pizze, na którą miałem smaka przez cały dzionek.
Jednak wkurzyłem się dzisiaj nie wąsko. Wczoraj się zgadaliśmy z Davidem i Mattim, że pójdziemy dzisiaj na Orła (taki klub, Orzeł Myslenice, grają chyba w V lidze, ale boisko jest) sobie pograć. Wszystko pięknie, a dzisiaj się okazało, że David coś wykombinował z Maciem i Arbuzem, żebyśmy szli gdzies na jakiej boisku na Zarabiu. No i się z Mattim wkurzyliśmy i nie poszliśmy z nimi. Nawet po nas nie wpadli i się nie spytali czy idziemy... No ludzie co to się wyrabia na tym świecie...
Ok. 16:00 poszedłem po Mattiego. Gadaliśmy, gadaliśmy aż w końcu nadjechał jego brat i zabrał go na grę w kosza. Ja już wkurzony, że wszyscy mnie wyrobili poszedłem do ogrodu i zacząłem sam sobie kopać. Powyżywałem się tak na ścianie domu i bramie z piętnaście minut i poszedłem do chaty. Pojechałem potem poszukac tych inteligentów. Po długich poszukiwaniach znalazłem ich gdzieś na Zarabiu. Wypersfadowałem im tam, że są ***** itp. po czym zaczałem sobie z nimi grac. Ja i David na Macia i Arbuza. Pokonaliśmy ich 10:6 po czym zaczęliśmy przekopywać trzymetrową siatkę. David sie napalił, ale mu nie wychodziło to za bardzo... Później pojechaliśmy na lody do Nazimkowej i potem na ulicę. Przez cały czas odkąd do nich dojechałem nudzili mnie o wynik meczu MU :P a ja im nie powiedziałem, bo sie ugadałem z Mattim, że za to, że nas wyrombali to im nie powiemy. Nudzili tak (a w szczególności Maciu) cały czas. Potem też i Matti im nie powiedział. Po drodze spotkaliśmy Michała, takiego Polaka co mieszka w Wiedniu i przyjeżdza do Polski. Miał jakąś kose komóre i chłopaki się nią podniecali, że szkoda gadać, bo dał za nią 600 euro. Mi się tak średnio na jeża podobała, ale to detal.
Ja, że byłem w krótkich spodenkach :), a na polu było poniżej 10 stopni C zmarznięty lekko poszedłem do domciu. Zacząłem nawijac przy tacie, że bym sobie pizze zjadł, a tata ku mojemu zdziwieniu powiedział, że jak chcę to mogę jechać po tą pizze. Więc pojechałem o 20:20. Ciemno jak nie powiem gdzie było, ale dojechałem. Czekałem na nią 30 minut jednak warto było :P
Następnie poszedłem się wykąpać i na komputerek pobawić się ze stronką (manu.pl) i blogiem.
To na razie tyle i wszystkim życzę miłych snów...